Z częstych rozmów z rodzicami da się wysnuć jeden wniosek – dzieci owszem, myją zęby, ale robią to samodzielnie. Tymczasem do zachowania zdrowego uzębienia nie wystarczy po prostu myć zęby, ale trzeba to robić porządnie. Zastanówmy się zatem, czy maluch w wieku przedszkolnym, częstokroć mający problem z samodzielnym ubieraniem się, jest w stanie dokładnie umyć sobie zęby? Oczywiście, że nie! Nie posiada odpowiedniej sprawności manualnej i jest to zupełną normą. Ponadto, maluchy nie mają poczucia czasu przez co myją zęby zbyt krótko (w końcu 3 minuty to cała wieczność) i brakuje im wyobraźni przestrzennej, a co za tym idzie zamiast myć pięć „stron” zęba, w najlepszym przypadku myją dwie. Dodatkowo, nakładają zbyt dużą ilość pasty do zębów, albo, o zgrozo!, wyjadają ją bezpośrednio z tubki (w końcu truskawkowa jest taka pyszna). Właśnie dlatego, to my, rodzice, powinniśmy osobiście myć naszym dzieciom zęby. Oczywiście dwa razy dziennie – to znaczy przed snem i po śniadaniu. Maluchom przekazujemy szczoteczkę już na sam koniec mycia, aby potrenowały sobie odpowiednie ruchy szczotkowania. No dobrze, a od kiedy myć zęby dziecku? Od samego urodzenia. Bezzębne wały dziąsłowe myjemy gazikiem nasączonym przegotowaną wodą, a gdy pojawi się pierwszy ząbek, używamy szczoteczki i pasty do zębów z fluorem. Skoro już wiemy, od kiedy myć zęby dziecku, warto jest również wiedzieć, do kiedy mamy to robić. To już zależy od zdolności manualnych konkretnego malucha, ale przyjmuje się, że powinniśmy myć dziecku zęby do około 8 roku życia. Gdy Nasza Pociecha przekroczy tą „magiczną” granicę wieku, powinniśmy natomiast zastosować zasadę ograniczonego zaufania. Co to znaczy? Ano to, że przez pewien czas powinniśmy nadzorować efektywność samodzielnego mycia oraz ilość nakładanej pasty.
Gwarantujemy, że te 6 minut dziennie, które poświęcamy na umycie zębów maluchowi, w perspektywie długofalowej sprawi, że nasze dzieci u dentysty będą pojawiać się jedynie na kontrole uzębienia, a nie skomplikowane leczenie.
Używaj pasty z fluorem
Pierwsza pasta do zębów to temat dosyć kontrowersyjny z uwagi na fakt, że fluor posiada tyle samo zwolenników, co i przeciwników. Jest to zjawisko dosyć niepokojące, bowiem pierwiastek ten wykazuje najlepsze właściwości przeciwpróchnicze i wspomaga mineralizację świeżo wyrżniętych ząbków mlecznych. A czy fluor faktycznie może zaszkodzić? Tak, jak wszystko w nadmiarze. Aby tego uniknąć, wystarczy jednak przestrzegać odpowiednich zaleceń. Według rekomendacji Polskiego Towarzystwa Stomatologii Dziecięcej, już pierwsza pasta do zębów, jaką stosujemy po wyrżnięciu się pierwszego mleczaka u Naszego Niemowlaka, powinna wspomniany fluor zawierać. Oczywiście istotne jest, aby pierwsza pasta do zębów posiadała odpowiednie stężenie tego pierwiastka oraz była nakładana w odpowiedniej ilości. To znaczy? Dla maluchów do 6 roku życia wybieramy pastę o stężeniu 1000 ppm fluoru, a dla starszych – 1450 ppm. Ilość pasty, jaką nakładamy zależy natomiast od umiejętności wypluwania Naszej Pociechy. Przyjmuje się, że do 3 roku życia stosujemy jej śladową ilość, którą dokładnie wcieramy we włosie szczoteczki. Gdy Maluch opanuje już trudną sztukę wypluwania, nakładamy ilość pasty przypominającą ziarnko grochu, a u starszych dzieci, powyżej 6 roku życia, około 1-2 cm pasty. Reasumując – pierwsza pasta do zębów powinna zawierać fluor i jest bezpieczna, jeżeli wybieramy tą o odpowiednim dla wieku stężeniu i nakładamy jej odpowiednią ilość.
Kup nici dentystyczne lub irygator do zębów
Skoro już wiemy od kiedy myć zęby dziecku i co powinna zawierać pierwsza pasta do zębów, zastanówmy się przez chwilę, czy pasta i szczoteczka stanowią wystarczającą broń do walki z próchnicą? Odpowiedź brzmi – nie do końca. Musimy bowiem raz a dobrze uzmysłowić sobie, że każdy ząb posiada aż pięć powierzchni, a nawet najlepsza szczoteczka do zębów nie jest w stanie dotrzeć do każdej z nich. Mowa oczywiście o przestrzeniach między zębami, o których tak często zapominamy. A to właśnie w nich, w ciasnych przestrzeniach międzyzębowych najczęściej zalegają resztki pokarmowe i najczęściej rozpoczyna się próchnica. Dlatego ważne jest, aby w tej nierównej walce z królową chorób jamy ustnej wspierać się wszystkim tym, czym możemy. Najlepszą broń stanowią w tym przypadku nici dentystyczne i irygator do zębów. Te pierwsze, znajdziesz praktycznie w każdej łazience (choć często leżą zapomniane), ten drugi – co roku zyskuje na popularności. I mimo, że większość z nas uważa nici dentystyczne i irygator do zębów za usprawnienia zarezerwowane wyłącznie dla dorosłych, stosować je mogą również dzieci. W przypadku młodszych maluchów z tych dwojga rozwiązań najlepiej jest wybrać irygator do zębów. Urządzenie to wytwarzając strumień wody pod ciśnieniem, dużo skuteczniej niż nici dentystyczne usuwa płytkę bakteryjną z przestrzeni międzyzębowych i w przeciwieństwie do nich – wypłukuje resztki pokarmowe z kieszonek dziąsłowych i miejsc wzdłuż linii dziąseł. Irygator do zębów ponadto wymaga mniejszej wprawy w stosowaniu, dzięki czemu z jego użyciem poradzą sobie nawet nie do końca manualnie sprawne maluchy. Irygator do zębów działa poza tym niezwykle szybko, a jego użycie nie jest tak bardzo czasochłonne, co w przypadku wyjątkowo niecierpliwych maluszków stanowi kolejną zaletę. No dobrze, a co ze starszakami? Czy zwykłe nici dentystyczne będą dla nich odpowiednie? To już zależy od umiejętności manualnych konkretnego dziecka. Jeżeli nie jesteśmy ich do końca pewni, możemy pokazać Naszej Pociesze na własnej osobie jak stosować nici dentystyczne. Możemy również zakupić nici dentystyczne, które są nawinięte na specjalny uchwyt, który znacznie ułatwia przeprowadzanie nitkowania. Jeżeli natomiast efekty samodzielnego czyszczenia przestrzeni międzyzębowych przez starszaka okażą się jednak marne, w przyszłości lepiej będzie zainwestować w dobry irygator do zębów.
Umawiaj dzieci do dentysty
Dzieci u dentysty powinny pojawiać się nie tylko przy okazji bólu zęba. W profilaktyce chorób jamy ustnej kluczową rolę odgrywają bowiem regularne kontrole stomatologiczne. Pierwsza wizyta dzieci u dentysty powinna odbyć się, gdy w ich buzi zagości pierwszy ząbek. Wizyta ta w dużej mierze będzie jednak przeznaczona dla nas, a nie dla samych maluchów. Dowiemy się wówczas jak sobie radzić z ząbkowaniem, od kiedy myć zęby dziecku, jaki skład powinna zawierać pierwsza pasta do zębów i jak powinna wyglądać dieta naszego malucha. W kolejnych latach życia, wraz z rozszerzaniem diety i co za tym idzie – większym narażeniem na czynniki próchnicotwórcze, dzieci u dentysty powinny pojawiać się co najmniej dwa razy w roku. W przypadku maluchów znajdujących się w wysokiej grupie ryzyka wystąpienia próchnicy – kontrola stomatologiczna powinna odbywać się nawet dwa razy częściej (tzn. 4 razy w roku). A czemu tak istotne jest, aby dzieci u dentysty pojawiały się tak często? Czy wizyta u stomatologa jeżeli zęby są zdrowe i nie bolą ma sens? Otóż ma. Chociażby dlatego, że próchnica w mleczakach bardzo szybko się rozprzestrzenia, początkowo nie boli i jest zupełnie niewidoczna dla niewprawionego oka rodzica. Ponadto istotne jest, aby dzieci u dentysty po raz pierwszy pojawiły się bez żadnych dolegliwości bólowych, a jedynie w celu przeglądu uzębienia. Leczenie mleczaków, czy tym bardziej leczenie kanałowe mleczaków na pierwszej wizycie malucha u dentysty to bowiem sprawdzony przepis na późniejszy strach przed dentystą. Aby w przyszłości tego uniknąć ważne jest, aby pierwsza wizyta dzieci u dentysty wiązała się wyłącznie z kontrolą stanu uzębienia.
Lecz mleczaki (nawet kanałowo)
Jak już wspomnieliśmy wcześniej, próchnica na początkowych etapach rozwoju zupełnie nie boli, a mała kredowobiała matowa plamka będąca jej jedynym objawem, jest praktycznie niezauważalna dla oka rodzica. Z racji tej naszej błogiej nieświadomości, częstokroć zdarza się, że doznajemy szoku, gdy podczas kontroli stomatologicznej okazuje się, że naszego malucha czeka leczenie mleczaków. No bo jak to możliwe? Przecież Naszą Pociechę nic nie bolało, a my nie widzieliśmy żadnego ubytku. Jakby tego było mało, część rodziców dziwi się, że istnieje coś takiego, jak leczenie mleczaków, a już tym bardziej leczenie kanałowe mleczaków. Przecież mleczaki i tak wypadną, więc po co je leczyć? To jakiś absurd! „Czy leczyć mleczaki?” to pytanie bardzo często pojawiające się na różnych internetowych forach rodzicielskich i w gabinetach stomatologicznych. Mimo, że żyjemy w XXI wieku i jesteśmy coraz bardziej świadomi, a wizyty u stomatologa są powszechnie dostępne, nadal wśród wielu starszych osób pokutuje mit, że leczenie mleczaków jest zupełnie zbędne. A okazuje się, że nie jest. Bo próchnica, nawet jeżeli zaatakowała „tylko” mleczaki, może z łatwością rozprzestrzenić się na zęby stałe. W efekcie tego, część chorych zębów (tzn. mlecznych) faktycznie wypadnie, ale zanim to zrobi, bakterie próchnicotwórcze zdążą zagnieździć się w stałym uzębieniu. W tej sytuacji, chcąc tego czy nie – finalnie i tak na leczeniu się skończy. Jeżeli leczenie mleczaków nie zostanie podjęte w odpowiednim momencie, próchnica, z zewnętrznej warstwy zęba (szkliwa) przedostanie się do jego głębszych warstw, tzn. zębiny i miazgi zębowej. Wówczas, jedynym sposobem na ich uratowanie jest dużo bardziej skomplikowane i stresujące dla Małego Pacjenta leczenie kanałowe mleczaków. A co stanie się, jeżeli nie zdecydujemy się na leczenie kanałowe mleczaków u Naszej Pociechy? No cóż, chore zęby trzeba będzie usunąć. A co to oznacza w praktyce? Ano to, że mleczak nie będzie „trzymał” miejsca dla swojego stałego odpowiednika, co w wielu przypadkach doprowadzi do rozwoju wad zgryzu u malucha. W tej sytuacji, pozostałe zęby znajdujące się w buzi szkraba zaczną wędrować, rotować i wychylać się w kierunku luki po usuniętym zębie. Skróci się łuk zębowy, a co za tym idzie zacznie brakować miejsca dla niewyrżniętych jeszcze zębów stałych. A te, gdy już zaczną wychodzić, mogą rosnąć poza łukiem zębowym, krzywo, albo… nie pojawić się wcale. Zatem, jak widać, leczenie mleczaków czy tym bardziej leczenie kanałowe mleczaków nie jest jakimś tam „widzimisię” stomatologa, ale w perspektywie czasu, stanowi najlepsze rozwiązanie dla Naszej Pociechy.
Słuchaj lekarza
Stwierdzenie to początkowo może wydawać się wręcz trywialne, ale niestety dosyć często bywa, że maluchy i rodzice nie stosują się do zaleceń stomatologa. Przykład? Oczywiście. Załóżmy, że zęby Twojej Pociechy były w opłakanym stanie – zaatakowała je próchnica. Zdecydowałeś się na leczenie mleczaków, a nawet leczenie kanałowe mleczaków, bo pragniesz, żeby Twój Skarb w przyszłości cieszył się pięknym i zdrowym uśmiechem. Spędziliście sporo czasu w gabinecie stomatologicznym i zainwestowaliście w leczenie kanałowe mleczaków sporo funduszy, ale w końcu udało się zażegnać problem. Wracacie do domu i aby uczcić to wydarzenie i choć trochę zrekompensować swojemu dziecku te niepotrzebne stresy, zajadacie się ciastem, żelkami i lodami, a wieczorem Twój Maluch jest już taki zmęczony, że odpuszczasz mu mycie zębów. W kolejnych dniach i miesiącach sytuacja dosyć często się powtarza – w końcu wiadomo, że dzieci uwielbiają słodycze (i średnio lubią myć zęby), a my, z miłości do Naszych Pociech miękniemy i im ustępujemy. Mija pół roku, idziemy na kontrolę do stomatologa i co się okazuje – że próchnica powróciła. Kolejne dziury, kolejne zęby skazane na leczenie kanałowe mleczaków. Słowem – błędne koło. A co mówił lekarz? Żeby zmienić dietę Malucha? Ograniczyć słodycze? Bardziej przykładać się do regularnego mycia zębów? Może i tak, ale… nie słuchaliśmy.
Zadbajcie o dietę i pijcie wodę
Co dzieci jedzą najchętniej? Wszelkie słodycze, owoce, naleśniki z dżemem, białe pieczywo, makaron (nawet z ketchupem), jogurty owocowe, a to wszystko najchętniej pomijają słodką herbatą owocową, wodą smakową, albo słodkim napojem gazowanym. Wszystkie tak chętnie spożywane przez Nasze Maluchy produkty wręcz ociekają cukrami prostymi i jako takie, niestety, wywołują próchnicę. Bo okazuje się Drodzy Rodzice, że cukier smakuje nie tylko ludziom (w szczególności małym), ale i bakteriom próchnicowym. Co zatem powinniśmy zrobić, by nasze dzieci u dentysty za każdym razem były chwalone za piękne, zadbane ząbki, a nie słyszały, że czeka je leczenie mleczaków? Zadbać o ich dietę. Choć to boli, ograniczyć Maluchom spożywanie cukrów prostych. Zastąpić białe pieczywo ciemnym, z owoców kupować głównie jabłka i truskawki (dobrze wpływają na zęby), samemu robić wodę smakową (ot – dodać miętę i wycisnąć kawałek pomarańczy do szklanki). Na obiady podawać ryby i chude mięso, na przekąskę – orzechy i pokrojone w słupek świeże warzywa, a gdy Maluch ma przeogromną ochotę na coś słodkiego – kostkę gorzkiej czekolady. Oprócz zadbania o dietę, przekonaj Swoją Pociechę do jak najczęstszego picia wody. Najzwyklejsza woda (chociażby z kranu) pozwala bowiem, w nieco podobny sposób jak irygator do zębów usunąć zalegające resztki pokarmowe i wypłukuje cukry. Ponadto, woda pobudza do działania nasze ślinianki, regulując tym samym wydzielanie śliny i przy okazji poprawiając jej konsystencję. Jeśli jest mineralna – dodatkowo wyposaża szkliwo naszych zębów w niezbędne minerały takie, jak chociażby wapń, magnez czy sód.
Świeć przykładem
Jak się uczą dzieci? Przez naśladownictwo. Maluchy są bowiem świetnymi obserwatorami, podpatrują swoje najbliższe otoczenie i powtarzają ich zachowania w podobnych okolicznościach. Przykład, czyli wzorce zachowania, czerpią od swojego najbliższego otoczenia – rodzeństwa, przyjaciół z przedszkola, a zwłaszcza od rodziców. Istotne jest przy tym, że Nasze Pociechy niestety naśladują zarówno nasze dobre, jak i złe zachowania. A co to oznacza w praktyce? Że dzieci rodziców zaniedbujących swoje zęby na ogół czeka ten sam los. Jeśli maluch nie widzi, że mama dwa razy dziennie myje zęby i bierze do ręki nici dentystyczne, a tata raczej wybiera irygator do zębów, to samo również nie będzie tego robić. Jeśli natomiast dziecko zaobserwuje, że rodzic regularnie umawia się na kontrole do stomatologa, nie boi się ich i leczy swoje zęby, to w 99% przypadków, zrobi to samo. W tym przypadku nasze dzieci u dentysty będą zrelaksowane i bez problemu zaakceptują ewentualne leczenie mleczaków. Oczywiście możemy mnożyć analogiczne przykłady – dzieci rodziców nieodżywiających się zdrowo też źle jedzą, a dzieci rodziców ciągle siedzących przed telewizorem również nie mogą się od niego oderwać. Jaki jest tego wniosek? Dla dobra zdrowego uśmiechu Swojej Pociechy świeć jej przykładem. Idąc jeszcze dalej – wszystkie powyższe zasady stosuj także na sobie, a nie wymagaj tego wyłącznie od swojego malucha.
.